Każdy z Nas szukając, dopasowując do siebie drugą połówkę ma w myślach to jaka ona powinna być. Tak jesteśmy stworzeni, że mamy plan na każdy dzień, na tydzień, ale i na życie, które chcemy jak najlepiej przeżyć.
Kiedy też poznaliśmy się w 2014 roku i moje wymagania co do partnera były życiowe, ale proste. Miał być wysokim blondynem, choć ja mam tylko 160cm wzrostu. Chciałam przede wszystkim, żeby nie był RYBAKIEM, tak Rybakiem. Wędkarz i rybak wtedy byli dla mnie tym samym. Siedzącym nad wodą panem z długim umoczonym kijem, z dużym brzuchem w kamizelce moro, browarem w ręku i pachnący rybą, jeśli to jest zapach, dla mnie nadal nie jest.
To właśnie w grudniu pojawił się na horyzoncie On – młody, gniewny, zbuntowany, zafascynowany szybkimi autami i tuningami Tygrysek. Spełniający moją listę wymagań, jednak nie do końca. Czego nie spełnił pomyślicie, mianowicie tego, że lubił się ścigać. Czarny dym z wydechu, piszczące na zawodach dziewczyny i szalone prędkości nie były dla mnie. Każde stuningowane auto, z dodatkiem spojlerów jak w samolocie skrzydeł jest dla mnie śmieszne, nie obrażając oczywiście tego sportu i nikogo kto go uprawia. Nie czuję jego klimatu. Ryczące w tych furach wydechy jak silnik w traktorze, montowane baranki, doloty, wyloty i intercoolery to jakaś magia. Jeździłam dzielnie na zawody i w kilka zakątków Polski do mechaników - tunerów. Nie było łatwo, uwierzcie. Dopingowałam go już wtedy, zabrałam też w ramach niespodzianki na wyścigi na TOR POZNAŃ. Dzięki pomocy mojego Brata. Przygoda ta trwała w najlepsze.
I w końcu nadszedł czas mojego zadowolenia i dumy, kiedy pożegnał się z miłością do ulepszania auta za niemałe pieniądze, a My byliśmy na etapie planowania na poważnie dalszego wspólnego życia. Nie przypuszczałam jednak, że poza aktywnością fizyczną, którą oboje też lubimy, jest wiele innych czyhających na mnie „zagrożeń”. I wtedy wpadłam w kolejne sidła pomysłów na hobby mojego obecnego Męża
- wymyślił, że zostanie R Y B A K I E M !
A tak poprawnie i poważnie to hobby to wędkarstwo.
Powiem, że da się żyć z tym w zgodzie.
Zrozumiecie to czytając tego bloga.
Podziwiam. Ja wolę w spokoju siedzieć i czytać książki.
OdpowiedzUsuńDziękuje. Kiedy siadam do czytania mogę to robić w każdym miejscu, po prostu wszystko inne przestaje mnie rozpraszać, jestem tylko ja i książka ;)
UsuńCzyli w sumie (hahaha, sum!) to czasem trzeba się zastanowić, czy to co mamy, jest serio takie złe ;) Z drugiej strony połowiłabym sobie teraz - cisz, spokój, kontemplacja, komary...
OdpowiedzUsuńCzyli miałaś kiedyś kontakt z wędką :) Może to dobry moment by powrócić do tych przygód ;)
UsuńMój mąż swego czasu też chętnie wędkował ;-)
OdpowiedzUsuńbardzo odprężające i emocjonujące zajęcie :)
UsuńFajnie, że jesteście szczęśliwi. Mi by nie przeszkadzało, że mój mąż jest wędkarzem, to super atut! Mój mąż ma też wspaniałe zainteresowania, pasują do Niego. Jestem z Nim bardzo szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńGratuluję ciekawych form spędzania wolnego czasu.
OdpowiedzUsuń