MAJOWY WYJAZD NAD JEZIORO – TEST MOJEJ CIERPLIWOŚCI, JEGO UMIEJĘTNOŚCI I PIERWSZA NOCKA

Zanim zaczniecie czytać poniższy post polecam przygotować kawę bądź jeśli jest to wieczór smaczną herbatkę, piwo też może być 😉 Zaczynajmy !


wędkarstwo oczami kobiety, blog szpilki na rybach

Mamy tą wspaniałą możliwość gościny na pięknie położonej nad jeziorem działce w województwie kujawsko - pomorskim, jest nią Miłachówek. Bycie tam to mój kolejny chrzest bojowy. Obcowanie z matką naturą nie jest moją mocną stroną, nigdy nie było. Tak samo jak pływanie łódką po tamtejszym jeziorze. Żeby na nią wejść w czasie pobytu tutaj potrzebuje kilku dni, jeśli to tygodniowy wypad, na zebranie się na odwagę by postawić na dnie łódki swoją stopę, a nawet dwie. Każdy jeden raz kiedy idziemy pływać, czy to rekreacyjnie czy coraz częściej żeby złowić rybę, jest dla mnie tym pierwszym i strasznym. Łódka jest płaskodenna, nie znam się na tym, ale mówią mi, że ma się nie wywracać, zawsze też zakładam kapok. Jego obecność na moim ciele nie zwiększa ani grama mojej odwagi. 

Za czasów szkoły podstawowej uczęszczałam na basen, pływałam i czułam się dobrze w wodzie. Przyszedł moment, że totalnie się to odmieniło. Nie ma konkretnego powodu, dla którego mogło to mieć miejsce.

Łowienie ryb za dnia jest o tyle fajniejsze, że widzisz dobrze wszystko co Cię otacza. Jedynie może zaskoczyć skacząca żaba bądź natrętna mucha. Tyle, że plan owego wyjazdu zakładał odważną zasiadkę nocną, do której oczywiście starałam się nie dopuścić. Wymyślałam, że zmarzniemy (w ciepłą majową noc), że nas pogryzą komary, że we dwójkę to niebezpiecznie. Niestety bywa tak, że moja siła przekonywania jest za słaba. 

Wybraliśmy miejsce blisko domku, tak odważnie. Przygotowaliśmy dwa stanowiska, ubraliśmy się odpowiednio w długie spodnie i bluzki, zabraliśmy po piwku z sokiem, najważniejszy sprzęt, robaki bo to była nasza przynęta i latarkę. Zroszeni odpowiednią ilością sprayu na komary, ciekawi co się wydarzy, usiedliśmy na jakże profesjonalnie przygotowaną zasiadkę około godziny 23 🌙 Dzielnie czekaliśmy na pierwsze branie.

Brania nie doświadczyliśmy a wyczekiwana przez Tygrysa pierwsza zasiadka zakończyła się po niespełna dwóch godzinach. A to za sprawą niezidentyfikowanego szelestu trawy. Jeż. Szczur. To ja pierwsza wołałam, że chce do domku, Tygrys mnie uspokajał. Kiedy szelest ten usłyszeliśmy drugi raz, nie musiałam nic mówić. Wróciliśmy biegiem do domku, gdzie czekali na nas nieproszeni goście – pająki wielkości piłki pingpongowej... Moja kolejna trauma.
 Do dziś nie odbyliśmy ponownie nocnego połowu. 

Dalszą część wypoczynku umilił przyjazd znajomych również pary wędkarzy. Załapali się na jedno z wielu porannych ognisk i wędkarskie śniadanie o świcie, które w menu miało parówki i chińskie zupki.

wędkarstwo oczami kobiety, blog szpilki na rybach

wędkarstwo oczami kobiety, blog szpilki na rybach

Z Kati zażywałyśmy słońca i degustowałyśmy się różowym sokiem, wreszcie miałam babską duszę towarzystwa, a Dim uratował mnie przed kolejnym dniem pływania łódką. Za co będę wdzięczna do końca świata. Panowie mieli przeogromną radość ze złapanych z łódki dwóch szczupaków. Jeden na żywca, drugi na spining. Ten większy kaczy dziób (podobno tak się na nie mówi) mierzył 57cm, mniejszy drapieżca 40cm.

wędkarstwo oczami kobiety, szpilki na rybach blog


Po weekendowej sielance pożegnaliśmy Naszych znajomych, a ja przypominając sobie słowa z piosenki mojego ulubionego artysty, Dawida Podsiadło, NIC NIE MOŻE WIECZNIE TRWAĆ, uświadomiłam sobie, że teraz nastanie brutalna rzeczywistość. Tak też się stało. Tygrysek rozochocony minionymi połowami zapakował na łódkę sprzęt, poduszki pod dupska, jakieś żelastwo i mnie. Wypłynęliśmy na relaksującą dla Niego podróż. Ja jak pamiętacie nie znoszę bycia na wodzie. Siedziałam na kobiecym fochu do momentu kiedy na niebie pokazały się ciemne, duże chmury zwiastujące obfity deszcz. 

 Uwierzcie bywam panikarą. To był moment kiedy niewinny foch przerodził się w podnoszące się we mnie ciśnienie. Głębokie jezioro, moje umiejętności pływackie na poziomie zerowym, wizja jak się topie bo rozszalał się zimny wiatr 🌊 Wraz z nim nasilające się opady kropel deszczu i moje łzy w oczach kiedy nie widziałam nadal brzegu, z którego wypływaliśmy. Tygrys z wielkim spokojem płynął do naszego portu by przycumować łódkę i dać mi spokój do końca dnia, znając już mój stan emocjonalny. 


wędkarstwo oczami kobiety, blog szpilki na rybach

Każdy następny dzień był pogodny i słoneczny tak więc zrobiliśmy kolejne podejście do wyprawy łódką. Celem było dopłynięcie do zatoki z liliami i złowienie żywca na połowy dnia kolejnego, ostatniego na szczęście. Moje przygotowanie się do tego znowu wymagało odwagi. Ten żelazny kamień leżący na środku łódki nadal tam był. Przez kilkanaście lat nie miałam pojęcia, że tak wygląda CUMA. To jakieś zębate koło, które musiałam udźwignąć i wyrzucić z łódki, abyśmy mogli stać w jednym miejscu i nie zaplątać żyłki o wiosła ⚓  Po prostu łowić małe rybki. W tym momencie poprawia mnie mój Wędkarz mówiąc: „Nie były małe bo miały 25-30 cm w dziesiątkach sztuk”. Wiązanie pętelek na nitce jest rzeczą banalną, natomiast zawiązanie pętli, supła na sznurze o grubości kciuka, który miałby trzymać w wodzach łódź to dla Kobiet wyczyn 🤷‍♀️ Tym razem nie wiem, które z Nas, Kicia czy Tygrys, było w większych nerwach. Mężczyznę też da się doprowadzić do szału zwłaszcza kiedy źle zacumowana łódka okręca się wokół swojej osi, w zależności od kierunku wiatru. 
Raz w lewo ⬅ Raz w prawo ➡

Ta wyprawa, pomimo wzlotów i upadków była na plus.

AHOJ !

Komentarze

  1. Duża ryba. Gratuluję :) I fajnie, że udało wam się przygotować wyprawę, która była udana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna wyprawa! Po cichu zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie to opisałaś! Naprawdę przyjemnie się czyta no i super wypad :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz