POCZĄTEK WĘDKARSKIEJ EPIDEMII

Nie wiem dlaczego, ale na sprawdzenie TEGO miejsca wpadliśmy oboje, a przygoda z wędką rozkwitała w pełni, oczywiście jednostronnie ! 

wędkarstwo oczami kobiety, blog szpilki na rybach


Kiedy podjęliśmy decyzje, że intensywny okres przygotowań Naszego Ślubu czas rozpocząć, Tygrys, Mężczyzna z krwi i kości, oddał się swojemu hobby na 1000%. Kiedy ja chciałam wybierać kolor przewodni i kwiaty, On oznajmiał, że mamy wolne popołudnie i jedziemy na ryby. Nie będziemy marnować słonecznego dnia w czterech ścianach. Godziłam się na to mając świadomość, że odpoczywający Tygrys to rozmowny i pomysłowy Tygrys. Widziałam w tym wszystkim szansę na ustalanie planów ceremonii bez większych kłótni. Szczerze przyznam, że czas jaki poświęcaliśmy na obmyślanie tego wyjątkowego dla Nas dnia nie był nerwowy.
 
Jak myślicie, jakie miejsce wybraliśmy na własne wesele?! Zagadka jest kosmicznie trudna ! Wiecie już ?! Sala weselna położona nad dwoma stawami. Miejsce, w którym Naszym połowom nie było i nie ma końca, do którego mamy ogromny sentyment, w którym SĄ ryby. To woda, nad którą ja, Kicia, stawiałam swoje pierwsze babskie, trudne wędkarskie kroki. 
I dziś jest to jedyna woda, nad którą odważę się rzucać wędkę. 

wędkarstwo oczami kobiety, blog szpilki na rybach


Jak na początek miałam dość poważne zadania - nabieranie wody do wiaderka. Jest ona niezbędna do przygotowania zanęty jak i polewania złowionej ryby. Hmmm.... ja, ja mam się kłaść na trawie żeby zanurzyć rękę między trzcinami, w wodnym świecie pływających robali, jeszcze ześlizgnie mi się noga i wpadnę do wody. Główka pracowała i kombinowała jak pozostać damą i wykręcić się z pomocy 😊 Niektóre brzegi przecież są strome... Czy nie wystarczy, że po prostu jadę i jestem ?! 

Siedzenie w jednym miejscu po kilkudziesięciu minutach też zaczyna się znudzić i aż chcesz ruszyć swoje rozplaszczone cztery litery. Ale kiedy robisz Kiciusiowy krok 👣 i słyszysz „Uważaj, nie wdepnij w wędkę, nie zahacz się o haczyk...” patrzysz pod nogi w zieloną podłogę i nie widzisz nic ważnego na co musisz uważać. Jak tu funkcjonować ?! Nie martwcie się, nie od razu Rzym zbudowano, z każdą kolejną wycieczką przyswajanie profesjonalnej wiedzy (nie unikniecie tego) i obycie się z nowym otoczeniem staje się łatwiejsze. Nowe wiadomości układają się w odpowiednie szufladki w mojej głowie. Dziś zanim się ruszę patrzę uważnie pod nogi 😎

A tak bez przeklinania na czynności, na które byłam skazana, najważniejsze z moich zadań to pomoc w dźwiganiu sprzętu i reszty niezbędnego wyposażenia. Skończyły się czasy, w których wystarczała puszka kukurydzy i opakowanie robaczków. Teraz dopiero zaczynała tworzyć się lista rzeczy o nazwie „ MUST HAVE” i drugiej „PRZYDAŁOBY SIĘ” … 👀

Powróćmy jednak do tematu epidemii, która nabrała tempa na jednej z wypraw, w miejscu, w którym przez kilka wyjazdów w sezonie 2017 wyłowiliśmy łącznie około stu kilogramów ryb. A przede wszystkim jedną z tych NAJWAŻNIEJSZYCH dla Tygrysa (będzie o tym w osobnym wpisie). Wrzucony do wody, pod znajdującą się tam wyspę, gotowy pokarm (zanęta) dla karpia, zwabił ku zaskoczeniu Męża, mnóstwo karasi. Możecie nie uwierzyć, ale właśnie nastał moment, w którym łowienie na dwie wędki okazało się dla Tygrysa nie do opanowania. Ilość rozszalałych ryb na kijach zmusiła do połowów tylko na jedną wędkę. Jednak znudzony powtarzającym się od kilku godzin schematem podjął decyzję o zmianie miejsca rzutów. Celował kilka metrów od brzegu z trzcinami. I to była rewelacyjna decyzja. Po przechytrzeniu pływających w tej wodzie okazów, jeśli dobrze pamiętam stawiane kroki nowymi technikami, podwójnie słodkim połączeniem kulki tonącej z pływającym dumbellsem, Naszym oczom ukazał się pierwszy tak dostojny karp. Wtedy nie mieliśmy wagi, ale na oko mojego Męża, było to powyżej 5 kilogramów. Uradowany z tego wyniku podjął kolejną decyzje. Ta nie była już tak dobra, zwłaszcza dla mnie. Zostaliśmy nad wodą do zachodu słońca i tego dnia wpadło jeszcze kilka fajnych ryb, ale nie tak dużych jak ten jeden okaz. Kicia siedziała załamana i zła, mając na końcu języka kilka nieprzyzwoitych słów. 


wędkarstwo oczami kobiety, blog szpilki na rybach

wędkarstwo oczami kobiety, blog szpilki  na rybach


Jesiotr. Jesiotry. Na Naszej najłowniejszej wodzie, uwielbiają smerfne, niebieskie dumbellsy o smaku gumy balonowej. Dla mnie dumbells to taka walcowata, piankowa gumka w każdym możliwym kolorze. Na jednym z wyjazdów ilość sztuk złowionych z tego gatunku przyprawiała Nas oboje o rozpacz. Dlatego nazywamy je po naszemu "TR, TR"😁

wędkarstwo oczami kobiety, blog szpilki na rybach

Dzień zaczynał się kończyć a My pakowaliśmy się na powrót do domu. Rozmowa z gospodarzem łowiska, który podszedł rozliczyć się za czas spędzony na połowach, zaowocowała w wiedzę, że na drugim stawie są jeszcze większe okazy niż ten wyłowiony przez Tygrysa ponad 5 kilowy karp. Ale, ale.... Ta druga woda wymaga przygotowania PROFESJONALNEGO. Przede wszystkim żyłka jaka ma rozwijać się z kołowrotka to 0,35mm, karpiowe wędki, ma być mata dla ryb, środek odkażający i bezpieczny dla pyska ryby haczyk. To taki bezzadziorowy.

To oznacza, że czekają Go wydatki jak i godziny spędzone przed ekranem laptopa w poszukiwaniu inspiracji wśród najlepszych łowców. Gdyby to tylko były Jego godziny... Ja też niestety jestem zamieszana w każde zakupy... 🤦‍♀️ 

I tu zaczyna się historia dla następnego wpisu.

AHOJ!

Komentarze

  1. Widać wędkowania się opłaca ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że wędkowanie sprawia Wam taką frajdę! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że wędkarstwo to dla mnie zupełnie czarna magia, ale czasem podpatrywałam, jak syn szykuje akcesoria na wędkarski wypad, ileż tego było mu potrzebne, zaledwie na kilka godzin siedzenia nad wodą. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ładną rybkę udało się złowić. Gratuluję pasji.

    OdpowiedzUsuń
  5. O nie wędkowanie to bajka zupełnie nie dla mnie. Nie znoszę ryb w żadnej postaci więc zdecydowanie bym się nie odnalazła

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz